O skorzonerze pierwszy raz usłyszałam tydzień lub dwa tygodnie temu w którymś z programów kulinarnych. Madre wyjaśniła mi, że jest to korzeniowe warzywo, które w czasach przeze mnie niepamiętanych zastępowało deficytowe szparagi. Wyglądem przypomina chrzan, ale z wierzchu jest czarne, a podczas obierania lub krojenia puszcza lepki, barwiący na czerwono sok.
Pomimo szczegółowego opisu, nie skojarzyłam, że skorzonera to nic innego, jak wężymord, na który od jakiegoś czasu "polowałam".
Wkrótce okazało się, że po raz kolejny nie doceniłam pobliskiego bazarku.
Otóż okazało się, że (ku mojemu zaskoczeniu) oferuje on nie tylko czarne awokado, o którym pisałam przy okazji półwytrawnej sałatki owocowej [o tu!], ale także skorzonerę.
Postanowiłam skorzystać z okazji i wypróbować to wracające do łask warzywo. Intuicja podpowiedziała mi, że może się dobrze komponować z innymi warzywami korzeniowymi i pęczakiem. Finalnie pęczak zastąpiłam pszenicą, a smak potrawy podkręciłam wędzonym serem. Dzisiejsze doświadczenie dowiodło, że skorzonera to smaczne, delikatne warzywo.
Gorąco polecam zarówno skorzonerę, jak i warzywno-pszenną zapiekankę :-)
CZAS: ok. 1,5 godz.
SKŁADNIKI:
- 2 duże korzenie skorzonery
- 1 marchew
- 1/4 selera
- 1 nieduża cebula
- 2 ząbki czosnku
- 100 g pszenicy
- 2 garści startego sera wędzonego (coś a'la oscypek)
- cząber
- czarny pieprz
- sól morska
- oliwa z oliwek
1. Przygotowanie potrawy zaczęłam dzień wcześniej od namoczenia pszenicy. Zalałam ją wodą i trzymałam w niej przez noc. Dzięki temu ziarna zrobiły się miękkie po 15 minutach gotowania.
2. Jak już wspomniałam, namoczoną pszenicę ugotowałam do miękkości.
3. Umyłam i obrałam wszystkie warzywa. Następnie marchew pokroiłam w pół-talarki, seler w kostkę, skorzonerę w słupki, cebulę w ósemki, a czosnek w plastry.
4. Pokrojone warzywa wrzuciłam do miski. Wsypałam do niej trochę soli morskiej, cząbru i zmieliłam pieprz. Przemieszałam, wlałam ok. 2-3 łyżki oliwy z oliwek, ponownie zamieszałam i odstawiłam miskę na bok.
5. Piekarnik nagrzałam do 200 st. C. Najpierw przez ok. 30-40 min. piekłam w nim (przełożone z miski do żaroodpornego naczynia) warzywa. Następnie wyjęłam naczynie z piekarnika i wsypałam do niego pszenicę. Warzywa wymieszane z pszenicą piekły się jeszcze przez 15 minut.
6. Po kwadransie kolejny raz wyjęłam naczynie i tym razem wsypałam do niego ser. Wymieszałam wszystko dokładnie i piekłam przez ok. 3 minuty.
RADY:
1. Lepiej nie używać zbyt dużo soli do gotowania pszenicy i marynowania warzyw. Pamiętajmy, że bardzo słony jest dodawany na końcu ser.
2. Wegan zachęcam do użycia wędzonego tofu.
Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń